poniedziałek, 9 marca 2015

#20 zawiść

Siemanko, co dziś? Obiecałem post wcześniej, nie było dziś jest, co tu dużo mówić, lecimy. Generalnie jest szkoła, wiadomo. Nie chodzi o to, że ja siedzę w książkach, uczę się, odrabiam lekcje itd. i przez to nie mam czasu, mam czas, ale nie mam pomysłów. Stąd już na starcie proszę, jeśli ktoś ma jakąkolwiek propozycję odnośnie bloga, a przede wszystkim jego tematów to zapraszam serdecznie to odezwania się na fejsie czy napisania gdzieś na priv bloga czy cokolwiek, ewentualnie aska:

http://ask.fm/king_ogorre

Zresztą, na aska zapraszam również bez propozycji z bloga, ale również, żeby wiadomo, popytać.

Co dziś? Tytuł chyba troszkę wyjaśnił, wątpliwości zostaną rozwiane przez całą długość tekstu, ale co tu rozwiewać? Zawiść, nienawiść, niechęć, dużo bym mówić. Co to właściwie jest? Czym się to cechuje, kogo dotyczy? Nie spojrzę na to od strony psychologicznej, bo nie umiem, spojrzę na to z własnego punktu widzenia. Ten świat rzekomo jest zbudowany na dwóch uczuciach: miłości i nienawiści, zgadzam się co do jednej, nienawiść jest, była i będzie. Z miłością jest jak Bogiem, niby ktoś tam widział, ktoś tam czuł, ktoś tam w nią wierzy, ale i tak zazna jej tylko odsetek.

Dlaczego jesteśmy tacy pełni nienawiści? Czemu życzymy źle wszystkim, którzy mają lepiej, więcej i łatwiej? Co w nas takiego jest, wiele osób mówi, że to typowo polskie, ale czy to prawda? Czy nie całego świata dotyczy to samo? Mówi się, że kochamy tylko raz, że każdy choć raz szczerze kogoś kochał, czy jest to prawda? Prawdą za to na pewno jest to, że każdy kiedykolwiek czuł zazdrość, zawiść, złorzeczył, kłamał czy wątpił w cudzą szczerość. Bo przecież to takie ludzkie, takie oczywiste.

Pewnie sporo osób pomyśli sobie, że próbuję grać zbawcę świata, który nigdy nie ubrudził tym rąk, że wygłaszam kazania i nawołuję do nawrócenia. Nie. Nie żyję według dekalogu, nie przestrzegam pięciu filarów islamu, nie uważam się nawet za człowieka z moralnością na choćby przeciętnym poziomie, żyję tak jak chcę, tak jak lubię, tak jak mi się podoba i nic tego nie zmieni, bo ja to ja i choć jestem podobny do tak wielu ludzi to przecież nie będę pędził za nikim, kopiował niczyjego sposobu bycia, to nie ja.

Ciężko w pełni zrozumieć to nad czym się dziś pochyliłem nie znając dwóch w/w uczuć, bo jak można zrozumieć coś o czym nie ma się pojęcia. Popadanie ze skrajności w skrajność jest naszą ludzką słabością, która rozbija i zmiękcza nas od środka, to takie słabe i takie ludzkie. Dotyka to każdego z nas i na każdym ryje jakieś piętno, którego nie zapomnimy.

Bo nie każdy miał kogoś kogo kochał naprawdę, ale na pewno miał kogoś, kogo szczerze nienawidził, nieważne jak świętym i bogobojnym był człowiekiem, człowiek to tylko człowiek i nikt, ani nic tego nie zmieni.

sobota, 28 lutego 2015

A miałem to rzucić

Trochę w to nie wierzę, wiadomo, że nie jest to jakaś wielka liczba, ale no kuźwa, kiedy zaczynałem to nigdy nie pomyślałbym, że poleci to na skalę pięciu tysięcy odsłon, poprzedni blog skończył na 200-kilku. Zmieniła się tematyka, zacząłem się mocniej reklamować no i zyskałem ludzi, którzy chcą to czytać i tych, którzy nie chcą a czytają, bo 'moi fani to sadyści, tak katują moje zwroty', ale to jeszcze nie jest fanbase, jeszcze trochę brakuje. Wiem, że mój styl pisania nie pozwala na robienie czegoś co będą czytały tysiące ludzie, ale ja tego nie potrzebuję, szanuję siebie i szanuję swoich czytelników, nie chcę żeby ludzie nie czytali mnie tylko to co uwidaczniam na blogu, bo to nie ja, to nie dla mnie.

Jutro będę się tym martwił. Dzisiaj chciałem podziękować wszystkim, którzy to czytali i czytają, którzy będą to czytać. Dziękuję Justynie, która katowała mnie do pisania, dziękuję Uli, która propsowała to co było pisane i kazała robić to dalej, Patrycji, która czyta i wiem, że będzie dopóki to będzie dało się czytać, Kindze, która naprawdę daje motywację do działania, wszystkim kolegom, którzy no, nie oszukujmy się, trochę z tego lali, może bardziej niż trochę, ale chyba też troszkę szanowali to co ja piszę. Dziękuje Kubie, który jest Judaszem, ale czyta i chce tego więcej.

Ten blog może nie osiągnie szczytów, nigdy nie będzie blogiem roku, nigdy nie wybiję się ponad szarość i skończy z jakimiś dziesięcioma tysiącami wyświetleń, może i tak będzie, ale dopóki będę miał ludzi, którzy chcą tego to ten blog będzie pisany tak długo aż nie dowiem się, że każdy już o nim zapomniał i nikt nie chcę czytać tego co ja piszę.

Dzisiaj mam pierwszy z owoców mojej pracy, bo nazwijmy to pracą, napisanie 26 postów nie zawsze było czymś łatwym, choć wszystkie były pisane z własnej woli i żaden na pewno nie zajął mi więcej niż dwadzieścia minut, ale dzisiaj nic co było złe nie jest ważne, bo dzisiaj pękło pięć tysięcy odsłon i tylko to się liczy.





Dziękuję. :v

środa, 25 lutego 2015

Wróciłem

Wróciłem, bo jakoś tak czuję, że trzeba to zrobić. Wróciłem, bo dostałem nowe pokłady ludzkiej głupoty, które muszę wyśmiać, zrobić sobie z nich jaja, zabić śmiechem, zjeść, itd. itp. Wracam, kończy się smutne pieprzenie o przemyśleniach, nawykach, zawodach. Wchodzę w to co lubię robić, zaczynam robić to co wychodzi mi najlepiej. A co tam po co używać zastępczych imion i nazwisk, pozdrawiam dziewczyny, dzięki wam znowu mam o czym pisać ;*. A miałem to rzucić kiedy brakowało chęci.

https://www.youtube.com/watch?v=Gvp5A_ktv-c

Może brakuje mi do Eripe, ale o poważnej irytacji mogę mówić, bo kto by się nie zirytował? Haha. W sumie często słyszałem o swoim pedalstwie, ale dzisiaj to był szczyt, to był orgazm głupoty, uniesienie, wszystko. Bo ja rozumiem powiedzieć mi w oczy co się o mnie sądzi byłoby ok, ale przekazywać to przez kogoś? Zresztą, bez argumentów, bo tak, hehe.

Jakoś tak niedawno, czyt. po założeniu bloga i aska coś ci przestało pasować, może to zazdrość? Może to chęć bycia lepszym w tych dziedzinach ode mnie, może to po prostu twoja głupota, nie wiem. Nie wnikam, bo wsiąknę. I tak sobie kminiłem co by tu napisać, miałem problem bogactwa. Z jednej strony zastanawianie czy po prostu wyśmiać, może zrobić coś twórczego? Może zarzucić panczami? No nie wiem, p.s roshe szybko się rozwalają, ale ciebie stać to chyba sobie zaraz nowe kupisz.

W sumie nie ja zacząłem, więc także nie ja skończę, skończy się samo, jak ci zabraknie argumentów i atutów, oh wait. Już się skończyło w takim razie, bo bądźmy poważni ty nigdy nie uzasadniłaś czegoś inaczej niż 'bo tak' albo 'bo nie', w gruncie rzeczy nie wiem po co o tym piszę, po co każę ludziom czytać ten syf, ale rozsadza mnie żeby to napisać, napiszę.

Bo właściwie to nie wiem po co ci to? No i po co ci to potrzebne, ale ok. Decyzja zapadła, ja wytoczę swoje działa stopniowo, zaczynam dzisiaj, skończę nie wiem kiedy, pewnie nieprędko ;). Wiesz niby nic jakiegoś szczególnego 'czemu się tak pedalsko ubrałeś', ale mnie nie trzeba dwa razy prosić, nudziło mi się w życiu, chyba trochę wypadłem z wprawy w tej gestii. Polecimy coś ;)

P.s własne imię i nazwisko w loginie, tak oryginalnie. Ej, a jeszcze tak wg. ręce ci nie cierpną od pozowania za każdym razem w tej samej pozycji? A no i na te roshe uważaj, chociaż w sumie to ciebie stać, ze dwa posty sobie pykniesz i będzie hajsik co? Nieważny jest content, nieważny jest target, ważne jest, że kilka setek ludzi to przeczyta, nabije wyświetleń, trudno,  że to wszystko o niczym, wszystko takie same.

Po raz kolejny dziękuję moim czytelnikom, bo dla mnie ważniejsze jest moje 5 tysięcy wyświetleń i 20 osób, które to czyta niż jakieś profity i wielki 'fejm' z tego udziału, bo ja to robię dlatego, że mam taką wewnętrzną potrzebę i dlatego, że dzielenie się swoimi przemyśleniami jest rzeczą dobrą, nieważne jakby te przemyślenia były cierpkie, bo ja mówię tylko prawdę i jestem tylko sobą, bo szanuję moich czytelników i nie każę im wręcz jeść tego steku bzdur, który wypiszę, oni sami to robią, bo wiedza, że płynie z tego to co mam w sobie, a nie to co uwidaczniam w internecie.

I nieważne co kto powie i jak kto przejedzie po mnie po przeczytaniu tego postu, bo nie piszę dla ogółu, piszę dla tych ludzi, którzy czytają i rozumieją. Niczego więcej mi nie trzeba.

Zły, brzydki i szczery. A no i jeszcze podobno ubiera się jak pedał.

:v



czwartek, 12 lutego 2015

#19 ideał

Podstawowe pytanie. Czy istnieje? Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak ideał, nie ma ludzi, rzeczy perfekcyjnych, zawsze możemy coś poprawić, bycie perfekcjonistą nie może być tłumaczone jako dążenie do perfekcji, tylko jako ciągłe poprawianie siebie, bo perfekcja nie istnieje.

To duże słowo, bo przecież ideał to coś nieskazitelnego, nie do ruszenia, niepowtarzalnego, bez precedensu. Bycie najlepszym to przy tym nic. Ideały nie istnieją, gdyby istniały to już nie byłyby ideałami to dziwne, że to słowo jest tak rozpowszechnione wśród naszego społeczeństwa skoro nawet jego definicja nie zlewa się z rzeczywistością.

Często słyszy się, że ta kobieta jest idealna, ale zastanówmy się? Czy jest wyrozumiała? Czy kibicuje Twojej ulubionej drużynie? Czy zna się na piłce? Czy dobrze gotuje? Zawsze znajdzie się jakaś wada, która mąci wszystko, bo skoro coś można poprawić to nie jest to ideał. Idealnie podsumowuje to linijka Kuby Knapa -  'bo nie wierzę ideałom, jakbym znalazł doskonałą to by mi nie stanął pewnie, albo by się okazało, że to brednie' - rzeczywiście jest to niesamowicie prawdziwe, a zarazem proste do zrozumienia

Często słyszymy też, że ktoś jest już bardzo blisko perfekcji, ale czy perfekcji można być naprawdę blisko? Wielu ludzi uważa, że najważniejsze słowo to przyjaźń, miłość, Bóg, ale to nieprawda. Najważniejszym słowem we wszechświecie jest perfekcja. To słowo zawiera wszystko. Jeśli kiedykolwiek powiemy o kimś, że jest perfekcyjny to połączy w sobie każde słowo, które wyżej wymieniłem, stanie się bóstwem, ale tego nasz świat już nie doświadczy, bo coraz bardziej się od tego oddala.

Bo przecież zawsze słodycze mogłyby smakować lepiej, coś mogłoby kosztować mniej, albo być za darmo, ktoś mógłby strzelić cztery bramki zamiast dwóch, a jeszcze ktoś inny po prostu nie popełnić żadnego błędu. Wtedy możemy mówić o perfekcji jako o rzeczy, która rzeczywiście się dokonała i wręcz możemy jej dotknąć.

Haseł życiowych jest wiele, zaczynając od 'carpe diem', a kończąc na 'sky is the limit', a wg mnie celem każdego nie powinno być chwytanie dnia, bogacenie się czy poszukiwania miłości na całe życie. Naszym celem powinno być pokonywanie samych siebie, udowadnianie sobie, że możemy być lepsi, bliżsi perfekcji niż byliśmy wczoraj.


wtorek, 3 lutego 2015

NOWOCZESNY ŚWIAT vol. 3

Wróciłem z cyklem, który lubię. Zainspirował mnie do tego, a jakże, mundial w Katarze i reprezentacja Kataru, broń Boże Katarczycy, choć tacy piłkarze ręczni jak Mallash to coś czego temu krajowi nie możemy odebrać. Ale bądźmy szczerzy, co Saric czy ten duży obrońca z Egiptu, chuj wie jak on się tam nazywał mają z Katarem wspólnego? No, poza hajsem na kontach, które pochodzą z kont tamtejszych oligarchów?

Wiadomo, nic. To tylko najbliższy z przypadków, bo ja rozumiem. Mieć dziadka polaka i grać dla Polski, ja rozumiem mieć czarnego ojca i reprezentować kraj afrykański z, którego on pochodzi, ja rozumiem. Ale nie rozumiem jak człowiek 40 letni, może nie mieć na tyle poczucia miłości do kraju, żeby powiedzieć 'nie' pieniądzom i nie oddać się, bo to taka troszkę prostytucja zapomnieć nagle o swoim kraju i zacząć reprezentować jakiś inny.

Jak to jest, że nagle można dla, no okej, ogromnych pieniędzy zapomnieć, że jest się Serbem, Egipcjaninem, Polakiem czy Czarnogórcem. Jak można nagle wyrzec się przodków i stać się członkiem innego narodu, bo pewnie ktoś powie. To tylko reprezentacja, ja dalej jestem dumnym patriotą i wielkim miłośnikiem swojego kraju, otóż nie.

Sprzedając swoje obywatelstwo sprzedajemy siebie, swoją tożsamość narodową, swoich przodków, swoich ojców, swoje dzieci. Sprzedajemy wszystko co mamy, bo nasze przekonania, poglądy to jedyne co dziś nam pozostało w tym pełnym korupcji, afer i skandali świecie.

'Jestem Polakiem kurwa, nie obywatelem świata'

poniedziałek, 26 stycznia 2015

#18 zobowiązania

Co kurwa, nie spodziewaliście się mnie tutaj tak wcześnie? Tak wiem, znów zaniedbałem, przepraszam. lecimy.

Każdy je ma, każdy wie co to, są różne, ale zazwyczaj cisną, gniotą, uwierają, wszystko co tylko nas ogranicza itd, itp. Na początek może jakoś tak inaczej? Kawałek dla klimatu c; p.s tak wiem, że habits to są przyzwyczajenia, nie zobowiązania.

https://www.youtube.com/watch?v=zBKsmc8PzMQ

O czym to ja? Zobowiązania, czy ktoś ich nie ma? Czy jest człowiek, który nie zobowiązałby się kiedykolwiek do czegoś? Do wyniesienia śmieci, wierności, milczenia, zrozumienia. Pokażcie mi kto tak twierdzi, a pokaże wam kłamcę :v.

Nie ma nikogo, kto by tego nie robił, ja sam jestem zobowiązany do wielu rzeczy, blog jest przyjemnością, ale też zobowiązaniem, piłka to pasja, ale też zobowiązanie, szkoła nie ma jakiegoś pozytywu, ale też jest zobowiązaniem i trzeba z tym żyć. Ale czy musimy koniecznie wchodzić w zobowiązania by dobrze żyć? Czy nie możemy się spokojnie bez tego obejść?

Pierwszy przykład? Seks bez zobowiązań. Wielu ludzi mówi, że to najlepsze co może nas spotkać, bo przecież wolność, seks, same przyjemności, nie wiem jak z tym jest, ale z pewnością kiedy będę wiedział nie omieszkam się tym podzielić, ale nie o tym. Spójrzmy na ten przykład. Seks, wolność, spokój. Czy może być coś lepszego? Nasuwa się pytanie czy to dalej to samo, czy jest to dobre.

Co ja o tym sądzę? Sądzę, że jest to dobra opcja, jak wspomniałem póki co nie wiem nic na ten temat, ale czy nie byłoby dobrym nie wchodzić w nic, nie narażać siebie i kogoś na różnego rodzaju problemów, nie oszukujmy się, w 90% przypadków dążąc tylko do seksu? Czy nie lepiej w takim razie pozostać w stosunkach  koleżeńskich, przyjacielskich i robić to na co ma się ochotę, nie ponosząc za to konsekwencji?

Oczywistym jest, że nie będziemy mogli robić takich rzeczy mając 50-60 lat, więc dlaczego teraz, kiedy jesteśmy młodzi nie mielibyśmy korzystać z tego, że jesteśmy w tym wieku? Nie będę tu silił się na jakieś własne weny twórcze, podrzucę cytat:

'hajsy, orgazmy, dupy i ciuchy, sam kiedyś chciałem mieć tego tyle, ale to wszystko przeminie i dlatego należy wykorzystać każdą chwilę'

w sumie jak ktoś jest leniwy to przeczyta tylko ten cytat i zrozumie cały post, bo pierwszy raz spuentowałem wszystko w jednym zdaniu, wow.

Oczywiście nie mówię, że związki są złe, że zobowiązania to ciota i chuj, ale moja opinia jest taka, ile mogę tyle korzystam z tego, że na razie nic jeszcze nie muszę.

:v

wtorek, 20 stycznia 2015

#17 words

Słowa? Co to właściwie znaczy, czym one są, co dają, co zabierają, co tworzą? Najprościej powiedzieć, że słowa to słowa, owszem. Ale czy to tylko to? Czy nie jest to coś więcej niż puste kilka liter. To na nich zbudowane jest wszystko w tym świecie, to słowa budują prawa, zasady, obowiązki, to w słowach wylewane są tony absurdu, bo choć wydają się błahe to są kluczowe w tym gdzie wszystko się zaczyna i kończy, w nas.

Słowa są rozróżniane w wielu opcjach, są słowa obietnic, przeprosin, prześmiewcze, wyniosłe. Można wymieniać i wymieniać, ale nie o to chodzi, o co mi chodzi? Jak my postrzegamy słowa, czym są dla nas?

Wielu ludzi bagatelizuje je, nie dotrzymuje tego co padnie z ust i dopiero jakieś świstki papieru, bądź co bądź wciąż zapisane słowami potrafią ich przekonać, że tego nie wolno, a to musimy. Obietnica ustna zamyka, jeśli nie mamy poparcia w postaci jakiegoś świstka to większość traci wartość, takie mamy czasy, takie mamy obyczaje. O tempora, o mores.

Dlaczego tak jest? Dlaczego wszystko jest takie zmarginalizowane do głupich praw, do konstytucji, dlaczego ludzie nie wiedzą tego co należy, a czego się nie powinno, dlaczego obyczaje są tak specyficzne, że uważamy, iż 'jeśli nie jest zabronione tu i tu, to mogę to robić', kiedyś każdy wiedział czym się zajmuje, a czego nie może się tykać pod żadnym pozorem. Nie mówię tu o średniowieczu, mówię o latach 70-tych, 80-tych naszego wieku, dlaczego?

Zresztą, papier nie tylko ogranicza, papier często pomaga w oszustwach, bo jeśli na papierze jest błąd to trzeba to wykorzystać, bo komu chciałoby się starać respektować coś wobec moralności i  dobrych obyczajów. Dlatego tak często ci 'wielcy' mają swoje konta w państwach o, których wiadomo tyle, że istnieją, bo przecież tam prawo jest inne, korzystniejsze.

Nie mówię, że jestem zwolennikiem obalania konstytucji, kodeksów karnych czy statutów, jestem zwolennikiem zwykłej, ludzkiej sprawiedliwości, której dziś już nie ma.

:v

p.s, zapraszam na aska i instagrama:

http://ask.fm/king_ogorre

http://instagram.com/ogorre16

Nie mam tyle czasu by pisać raz dziennie, ale wrzucić coś na insta czy odpowiedzieć zawsze znajdę ten kwadrans ;)

piątek, 16 stycznia 2015

#16 numer

Wypadł 16 post, nie sądziłem, że doczekam, doczekałem. 16 to numer wyjątkowy dla mnie, numer, który zżył się ze mną, a ja z nim. Odkąd zakładam tą najpiękniejszą koszulkę zawsze mam ten numer, wielu ludzi lubi numery typu 10, 9, 7 czy 11, dla mnie tym najlepszym jest szesnaście, gdziekolwiek będę grał, a pewnie nigdzie dalej niż Górnik nie zagram, chcę by to był mój numer, bo zżyłem się.

Dlaczego 16? Nie wiem, każdy wybierał koszulki, rzucał się na nie, ja zobaczyłem tylko ten, spodobał mi się, wziąłem i tak zostało, został ze mną i jest już czwarty sezon. No i pewnie zostanie już do końca, tego co nazywa się karierą, choć ja bym tego jeszcze tak nie określał.

Nie tylko ja trzymam się numeru i nie tylko ja nie wyobrażam sobie zagrać z czymkolwiek innym na plecach. Edwin od czterech lat strzela tylko z dziewiątką i pewnie, gdyby nie grał z dziewiątką to straciłby szybkość :v, za to taki Skała ma wyjebane, zmienia 18 na 10, potem na siódemkę, bo Milik strzelił dwie bramki i dla niego nie ma to znaczenia.

Nie jestem przesądny, więc nie wierzę w czarne koty, przechodzenie pod słupem czy inne rzeczy z diabłem w tle, ale numer jednak rodzi we mnie coś niezrozumiałego co sprawia, że nie wyobrażam sobie nie zagrać z tym numerem i kiedy tylko jest to możliwe on zawsze jest mój i pewnie nie ma to żadnego wpływu na to jak gram, ale szesnaście jest moje i dopóki będę grał w piłkę będzie moje.



Mam świadomość, że post był przeciętny, a do tego krótki, ale zaraz lecę spać, bo jutro lecimy do Chełma wygrać turniej :v, zapraszam na aska, insta i co tam jeszcze mam:

http://ask.fm/king_ogorre
http://instagram.com/ogorre16

:v

poniedziałek, 12 stycznia 2015

#15 young and wild and free

So what we get drunk
So what we smoke weed
We’re just having fun
We don’t care who sees

Yo! To znowu ja, wiem, że nikt nie tęsknił, ale jestem :v. O czym dzisiaj? O nas, o młodości, o zabawie, bo dlaczego by nie? Mamy te naście lat, nie mamy zmartwień, bawimy się, lecimy.

Młodość? Narzekamy często jak to nam źle, szkoła, problemy, dojrzewanie, te sprawy, wiadomo. Ale musimy wiedzieć jedno. Za 15 lat to my będziemy tymi starymi, zrzędliwymi ludźmi, którym nic nie odpowiada i, których po godzinie 21 denerwuje wszystko i wszyscy, a o 22 już dawno śpią. 

Wszystkiego w życiu trzeba spróbować, najlepiej kiedy jesteśmy młodzi, nic nie smakuje tak dobrze jak w tym wieku, powie to każdy kto już skończył te 20-25 lat i teraz ma problemy znacznie większe niż pryszcze na czole czy zagrożenie z biologii. Jestem w drugiej klasie gimnazjum, prawdziwe zmartwienia zaczną się za rok kiedy będę musiał wybrać szkołę, napisać testy, 'dojrzeć', ale nie po co. Wolę być wiecznym 14-latkiem, który może i dużo rozumie, ale jeszcze więcej wykracza poza jego wiedzę, który nie martwi się czy przeżyje do jutra i czy nie zagłodzi dzieci, bo bądźmy szczerzy. Gdybym miał utrzymać choćby siebie, bez pomocy rodziców to nie było by ciekawie. 

Moi rodzice często robią niezrozumiałe dla mnie rzeczy, zabraniają nie wiadomo czego. Przeszkadzają mi w robieniu tego co chcę, przecież jak oni mogą? Ale wiem, że robią to dla mojego dobra i bez tego pewnie dzisiaj chodziłbym w tym co znajdę na ulicy i jadł to co popadnie. Moi rodzice to ludzie dzięki, którym utwierdzam się w moich przekonaniach, twardo stoję przy tym w co wierzę i co popieram, bo to oni nauczyli mnie, że tak powinno się robić, żyć tak jak lubię, ale szanować i cenić innych, jeśli na to zasługują i nie robić tego jeśli nie. 

Dzisiaj mam 14-lat, za dwa miesiące skończę piętnaście i stanę przed życiowymi wyborami. Kim zostanę w przyszłości, jaką wybiorę szkołę, w jakim kierunku pójdę w życiu. To wszystko jest przede mną, to wszystko będzie moją zmorą w najbliższej przyszłości, ale teraz? Teraz żyję jak chcę i jak lubię, cause we wild and young and free. 


Dzięki za 2,800 :v

wtorek, 6 stycznia 2015

#14 homies

Temat nie będzie o pedałach, homies to po angielsku w slangu ziomki, koledzy, mordy. To tak tytułem wstępu. Tradycyjnie zapraszam na aska:

http://ask.fm/king_ogorre

'But am i less a holy
cause i choose to puff a blunt
and drink a beer
with my homies'

Z góry chciałem powiedzieć, że nie napiszę o przyjaciółkach, wam zawdzięczam tak samo dużo, ale dla was jest oddzielny temat, także stay tuned ;).

Przyjaciele, friends, amigos. To są moi ludzie, oni mnie nie zawiedli nigdy, mieliśmy gorsze momenty, mieliśmy spięcia, zbicia, ale dajemy radę. Trzymamy się razem. Oni są różni, są Ci z boiska, za których poszlibyśmy się napierdalać z każdym i wszędzie, są Ci z jednej ławki, są Ci od wyjść razem, domówek, robienia tego czego nie zrobimy z nikim innym. Wszyscy są dla mnie równie ważni, za wszystkich dałbym się pociąć, bo zrozumiałem parę rzeczy.

Bo kim jest dziewczyna przy Twoim przyjacielu, przy Twojej mordzie? Czy ona doniesie Cię do domu kiedy nie będziesz w stanie? Ona będzie Cię pilnować po pijaku czy może ona będzie propsować wszystko co powiesz, a jeśli to okaże się złe to za uszy wyciągnie Cię z tego w co się wjebałeś.

Kim byłbym gdyby nie oni? Kto by pomógł wstać, kto poklepałby mnie po plecach po zawalonej bramce, kto dałby mi ściągnąć kiedy nic nie umiem, dać spisać pracę domową? Kto poświęci mi cały swój wolny czas na mówienie mi, że nie ma sensu się tym przejmować i przecież wszystko będzie dobrze, a ona jest nic nie warta, z kim piło się pierwszy raz? Z kim poziom rozkmin wchodził na poziom greckich filozofów? Chyba nikt mi nie powie, że z dziewczyną.

Nie twierdzę, że każdy musi trzymać moje stanowisko, nie twierdzę, że każdy ma tak jak ja, ale wiem, że nikt nie może się pochwalić takimi ludźmi jakich mam ja. Bywało różnie między nami, ale koniec końców wszystko jest tak jak być powinno i wiem, że wszystko będzie tak jak ma być.

Pozdrawiam Kubę, wszystko będzie dobrze w tej kwestii, zadbam. Pozdrawiam całą bandę świrów z Łęcznej, pozdrawiam Czapsa, nagramy coś wierzę. Pozdrawiam Saczewa, który mnie wprowadził w świat w, którym wcześniej nie byłem, pozdrawiam Arka, który był na otwarciu, pozdrawiam całą Czarną Mambę, jeszcze będziemy na szczycie. Ale szczególnie pozdrawiam Kubę i Krzyśka, braci się nie traci.

:v

#13 lies

Kłamstwa? Temat rzeka, książki by można o nim pisać, ale najpierw wielkie, wielkie, ale to wielkie dzięki za 2.000 wyświetleń, jestem w większym szoku niż myślałem, że będę mógł być. Myślałem, że na 300-400 wyświetleniach mi się znudzi, mam 2 tysiące, nie wiem jak, nie wiem skąd, nie wiem kto mnie czyta, ale dziękuję. Przy okazji zapraszam na aska ;)

http://ask.fm/king_ogorre

Kłamstwa, lies, mentiras. Słowo tak dobrze znane w dzisiejszym świecie obłudy i zakłamania, na początek zapraszam do puszczenia sobie tego kawałka dla klimatu postu, bo jestem idiotą i nie umiem nawet ustawić odtwarzacza :v

https://www.youtube.com/watch?v=j5k-16bP4n4

Kłamstwa są takie proste, bo co to za problem troszkę zmienić prawdę? Kłamiemy w różnych sprawach, związkowych, przyjaźnij, rodzinnych, szkolnych. Kłamać można zawsze, bo jaka to trudność? Po prostu okłamać kogoś, on i tak nie dowie się prawdy, on będzie do końca życia żył z tym, że kiedyś ktoś go okłamał i da za wygraną, choć warto byłoby jednak dalej walczyć o coś na czym zależy.

Przykładów jest tak wiele, sami możemy zostać oszukani tak jak możemy kogoś oszukać i nawet się tym nie przejąć, tłumaczymy to dzisiejszym światem, bo przecież lepiej zasłodzić kogoś kłamstewkami niż zgorszyć go prawdą, ale cukier w nadmiarze także zabija.

Jedni kłamią bo muszą, inni, od tak dla zabawy, jeszcze inni tak sobie bez powodu, bo co w tym złego. Kłamie każdy, mężczyzna, kobieta, dziecko, pies, kot, nie ma człowieka, który nigdy by nie skłamał, nie ma kogoś kto zawsze mówiłby prawdę, bo to niemożliwe, jedni robią to w większej skali, inni w mniejszej, Ja staram nie robić się tego wcale, nie wychodzi, bo nie wychodzi, ale staram się unikać kłamstw. To trudne szczególnie kiedy nie chcemy kogoś zranić, jednak pamiętajmy o innych, bo czy nie lepiej od razu poznać prawdę niż później czuć się oszukanym? Z własnego przykładu wiem, że poznać prawdę od razu jest lepszą kwestią.

Zależy Ci na kimś, zdaje Ci się, że go kochasz, ale słyszysz, że 'to nie twoja wina' i po prostu jest tak jak jest i nikt ona nie chce być z nikim, a tydzień później dowiadujesz się, że ona już z kimś kręci i zwyczajnie zostałeś oszukany. Co czujemy? Wkurwienie, smutek. Coś z gatunku pomieszania tych dwóch opcji, potem różne są następstwa. Jedna osoba szybko się pozbiera, nie przejmie się, inna nie będzie umiała tego zrobić i zamknie się w sobie.

Rozczarowanie jest ogromne, a pozbierać się ciężko. Co zrobić w tej sytuacji? Mamy złe myśli. Czy jest ze mną aż tak źle? Czy to moja wina, co robię źle? Myśli aż zabijają się w naszej głowie, a fakt, że zostaliśmy oszukani dodatkowo nas przybija, a co robi wtedy druga osoba? Zapewne bawi się w najlepsze życiem.

A co zrobić w przyszłości z tą sytuacją? Mszczenie się jest najgorszym pomysłem, po co to nam. Co uniesie się w powietrze zawsze spadnie, może karma to głupota, ale ja w nią wierzę, wierzę, że ona wróci. Wierzę w zwykłą sprawiedliwość i myślę, że karma wróci i da o sobie znać.

Bo jakim problemem jest powiedzenie, że zwyczajnie. Nie, to nie ma sensu, nie chcę mieć nigdy więcej nic wspólnego z twoją osobą? Po co wymyślać jakieś głupoty i niszczyć czyjeś poczucie wartości, zaburzać je? Jaki to sens okłamywać kogoś czyniąc mu tylko przykrość, czyż nie lepiej od razu mówić co myślimy?

Ostatnio piszę strasznie ckliwie, ale takie miewam nastroje późnymi wieczorami, musicie wybaczyć, jeszcze raz dzięki za 2 tys. to niesamowite :v

niedziela, 4 stycznia 2015

#12 Lose yourself.

Na początku chciałem zaprosić na aska, bo właściwie dlaczego, by nie ;)

http://ask.fm/king_ogorre

Miałem nie pisać, ale Bonson wypuścił zagubioną autostradę i jakoś tak coś we mnie zaskoczyło, by napisać coś troszkę w gatunku 'ucieczki', słysząc jeden z wersów, polecam sprawdzić btw.

https://www.youtube.com/watch?v=NDZtWXQsPM4#t=177

Polinkowałem to zaczynamy? Zaczynamy. Lost yourself? Zgubić się, często się gubimy, często zapominamy kim jesteśmy i kim powinniśmy być, staramy się być nie wiadomo kim, a przestajemy być sobą. Będę pisał nietypowo, pisał wersy z kawałka i przekminiał go na swoje, może warto spróbować.

'Siedzę w domu, czekam kiedy do mnie przyjdziesz, 
ale znowu dzwonisz, mówisz mi, że dzisiaj to nie wyjdzie' 

Ból zawodu, szczególnie kiedy jest to osoba, która jest dla nas ważna, istotna, bez której nie widzimy świata. Przeżywamy zawód, bo czekaliśmy, cieszyliśmy się na wieść o spotkaniu, a chwilę przed słyszymy to często tak nie szczere 'przepraszam, naprawdę dziś nie dam rady'. Zamykamy się w sobie, gubimy się i chcemy szukać czegoś innego, powątpiewamy w sens tej znajomości, szukamy innego zajęcia, robimy głupie rzeczy, a wszystko to wynika z zawodu jaki nas spotyka i to ten zawód niszczy nas od środka, a mimo to nie staramy się z tym uzewnętrznić.

'Na zarzuty mówię im "jestem dorosły" '

Często odrzucamy pomoc, mówimy innym 'to moje życie, to moja sprawa', 'jeśli się stoczę to stoczę się sam'. Jest w tym wiele racji, sam uważam, że pomaganie ludziom, którzy świadomie niszczą swoje życie jest bezsensem, ale jeśli martwią się o nas bliscy, sami wyniszczają siebie przez naszą głupotę i niechęć do świata to czy nie warto byłoby pomyśleć nie tylko o sobie? Bo jest różnica między poczuciem, że sam radzę sobie ze swoim szczęściem, a między głupotą w imię 'własnej wartości'. Wielka różnica.

'Czasem nie wiem czy to moja twarz i nie ogarniam' 

Nie poznajemy się, myślimy czy to rzeczywiście my, czy rzeczywiście stać nas na coś takiego. Bo łatwo pomyśleć, że sam siebie zaskoczyłem pozytywnie, ale czy równie łatwo przychodzi nam myślenie, że mogłem zawalić i zrobić coś źle? Czy przyznam się do błędu i będę się starał jak najszybciej to naprawić czy zrobię jak wygodnie, wyprę się siebie i swojego błędu?

'Gdy zamykasz drzwi za sobą, jakby ktoś ukradł mi tożsamość
Biorę klucze i uciekam zagubioną autostradą'

Może to złe porównanie, ale każdy ma swoją zagubioną autostradę (odnosi się to do linijki, nie ma nic wspólnego z filmem). Każdy ucieka gdzieś, każdy ucieka w coś. W alkohol, narkotyki, gry, melanż. Każdy szuka swojej ucieczki od problemów, od ludzi przez, których serce krwawi. Każdy tego chce, ale czy to rzeczywiście potrzebne? Czy konieczne jest uciekać przed problemem? Czy nie lepiej stawić czoła problemom i wyjść im naprzeciw?

'Ocieram usta z krwi, wszystko dobrze'

Niesamowita linijka, idealny paradoks. Ocieram usta z krwi, wszystko dobrze. Ledwo krew ściekła nam z twarzy, ale wszystko jest już dobrze. Tuszujemy to co siedzi w środku, a w przypadku linijki jest nawet widoczne, bo wstyd przyznać, że życie nie jest takie kolorowe, a my nie składamy się z samych pozytywów jak uważają na nasz temat ludzie. Bo przecież trzeba być pozytywnym i cieszyć ryj, chociaż jest źle, taki jest dzisiejszy świat, musimy za nim pędzić, żeby nie wypaść.

Mam nadzieję, że komuś przypasowała taka forma postu, chciałem spróbować czegoś nowego, nie wiem jak wyszło. Zapraszam do wyrażania opinii na ten temat ;). Zapraszam na aska:

http://ask.fm/king_ogorre

:v

p.s dziękuję




piątek, 2 stycznia 2015

#11 Wierność

Wracam do, teraz trochę naciągnę, codzienników. Dzisiaj będzie trochę o piłce, bo dlaczego, by właściwie nie. Ale spokojnie, płeć piękna też dostanie trochę głupot z mojej ręki, którymi się nie zanudzi, no przynajmniej nie powinna, może nie dziś, ale dostanie ;).

Do napisania tego postu zainspirował mnie Kuba aka Liverpoolczyk aka Luis Suarez aka YNWA i Steven Gerrard. Kuba, bo jest Liverpoolczykiem, bo to on uświadamia mi to jaki to specyficzny klub i co to znaczy wierność i przywiązanie do barw. Steven Gerrard? Dla trochę mniej wiedzących legenda Liverpoolu, spędził tu całą karierę, a latem postanowił odejść z klubu, nawet mi jako osobie postronnej wobec teamu z Merseyside serce się kraje.

Kim jest Gerrard? Legendą. Uwielbiam tego człowieka, o takich jak on mówi się, że włoży głowę, tam gdzie niektórzy baliby się włożyć głowę. On ma czerwone serce (czerwony to barwy Liverpoolu), ono bije dla tego klubu, a mimo to odejdzie z niego. Dlaczego? Dzisiaj nie ma miejsca na sentymenty. Gerrard jest coraz starszy, w meczach wypluwa płuca, popełnia coraz więcej błędów (przez jeden z takich Liverpool po części stracił mistrzostwo Anglii), nie nadąża za tempem najlepszej ligi świata. 

Żeby zrozumieć powagę sytuacji dodatkowo przybliżę jego słowa: 'To najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Taka, która męczyła mnie i moją rodzinę od dłuższego czasu. Wydaję oświadczenie już teraz, by menedżer i drużyna nie byli rozkojarzeni spekulacjami dotyczącymi mojej przyszłości. Od teraz aż do ostatniego kopnięcia w sezonie będę w pełni oddany drużynie tak, jak byłem zawsze do tej pory

Kiedyś takie zachowanie było normą, większość graczy grała od początku do końca w jednym klubie, transfery były rzadkie, ale dziś to nie do pomyślenia. Gracze największych wrogów zmieniają między sobą barwy klubowe, wszystko co za sprawą pieniędzy. Luis Figo zmieniał Barcelonę na Real Madryt (został obrzucony komórkami na Camp Nou), Mario Gotze zmieniał Borussię Dortmund na Bayern Monachium, Carlos Tevez zmieniał Manchester United na City i to jako tako uchodziło im na sucho. Co w tym czasie robił Gerrard? Grał dla Liverpoolu, grał tam kiedy Liverpool był w środku tabeli, grał tam kiedy Liverpool przechodził kryzys, grał tam kiedy głupio tracili mistrzostwo, ale grał tam przede wszystkim w meczu, który zaraz po zeszłorocznym finale Ligi Mistrzów w Lizbonie (Real - Atletico 4:1) jest dla mnie najpiękniejszym w historii futbolu. 

O co chodzi z tym meczem? Polecam zapoznać się z tym przed dalszym czytaniem.  Nie będę tego opowiadał, w skrócie:

KLIK

No właśnie, gol Gerrarda 3:1, potem Smicer, Xabi Alonso, Dudek. Każdy kibic Liverpoolu płacze kiedy sobie o tym przypomina. Liverpool nie jest Realem, Barceloną. To nie jest klub, który uniknie każdego kryzysu, już teraz nie umie tego uniknąć kiedy Suarez odszedł (król strzelców Premier League zeszłego sezonu) Liverpool popadł w szarość. A mimo tej szarości Stevie dalej gra dla Liverpoolu. Dlaczego odchodzi? Nie jest to pewne, ale według mnie odchodzi dla dobra klubu. Wie, że zarabia pewne pieniądze, wie, że nie daje rady, wie, że klub potrzebuje tych pieniędzy dla kogoś innego. Dlatego odchodzi. Teraz jedynym jego zmartwieniem jest to czy jego pomnik będzie ładny, czy konstruktorzy coś zepsują.

Mówimy o wierności małżeńskiej, koleżeńskiej, rodzinnej. Ale kiedy mówimy o wierności do klubu? Czy wspominamy o najtrudniejszej z trudnych miłości? West Ham United jest typowym angielskim średniakiem, ale dla mnie to najpiękniejszy angielski klub. West Ham spada, awansuje, trzyma się w lidze, znowu spada i znowu awansuje. Tak wygląda jego żywot. Jeśli jesteś dobrze prezentującym się gracze West Hamu to wiesz, że zaraz odejdziesz do Chelsea, Arsenalu, Manchesteru, Tottenhamu. Gracze odchodzą i przychodzą, ale kto zostaje? Oni.




Futbol to nie sprawa życia i śmierci. To coś znacznie ważniejszego ~ Bill Shankly.

Tak właśnie ma się futbol to świata, nie możesz powiedzieć, że wiesz co to wierność i przywiązanie jeśli nie jesteś kibicem, wiernym kibicem żadnej z drużyn, bo po prostu nie wiesz co to. 

River Plate spadło do drugiej ligi, to jedna z dwóch najbardziej utytułowanych drużyn Argentyny. Czy piłkarze odeszli? Owszem, Czy kibice zostali? Odpowiedź jest prosta. Borussia Dortmund jest 17 w tabeli Bundesligi, dwa lata temu byli mistrzami kraju. Tak wygląda oprawa na ich meczach. 


Przykładów jest jeszcze wiele, ale znaleźć może je każdy sami. Jednak niech kibice tych drużyn, Steven Gerrard czy nawet Kuba, który chociaż mógłby kibicować każdej drużynie na świecie jest akurat kibicem tych z czerwonej części Liverpoolu poświecą jako przykład, że futbol to nie jest 22 facetów uganiających się za piłką za ogromne kontrakty.