wtorek, 30 grudnia 2014

NOWOCZESNY ŚWIAT vol. 2

Wczoraj było o spierdoleniu świata, o tym jaki on jest zły, brzydki i nieładny. Było o świadomości nastolatków, o buncie dzieci, podejściu do kościoła, dzisiejszych gwiazdkach. Dziś będzie kontynuacja, bo w jednym poście ciężko wyczerpać taki obszerny temat. Na starcie chciałem pozdrowić Karola, pomysłodawcę tego co będzie dziś i Olę, bo jest, bez powodu.

Często słyszymy od rodziców jak to za ich czasów było fajnie, kiedy nie było komputerów, kiedy cały czas spędzało się na dworze. Często pewnie śmiejemy się z tego co nam mówią, uważamy, że to głupoty i, że bez komputerów byłoby nudno. Pewnie byłoby, ale zastanówmy się. Czy komputery nie opanowały już naszej osoby? Przeciętna gra na konsolę kosztuje 200 złotych, na komputer około 150. Oczywiście na komputerze istnieją torrenty, ale nie każda gra jest tak samo dobra bez opcji online. Na konsoli nie ma takiej możliwości. Przeciętny gracz rocznie kupi około pięciu gier, czyli wyda na konsoli 1000 złotych, na komputerze 600 zł. Pieniądze ogromne, które możemy przeznaczyć na zupełnie inne rzeczy. Ale to tylko prosty przykład, taki może lekko statystyczny, który nie odzwierciedla odpowiednio sytuacji.

Kiedy miałem 7-8 lat wychodziłem z domu nawet nie zawsze do kolegów i robiłem co się dało, grałem sam ze sobą w piłkę, grzebałem w piasku, bawiłem się z psem, grzebałem w ziemi kiedy mama robiła coś w ogrodzie, szukałem żab. Wszystko co się wtedy dało. Co dziś robi moja 6-letnia siostra? 70% czasu spędza przed komputerem oglądając po raz 15 któryś z odcinków kretyńskiej bajki jak Odlotowe Agentki czy Świat Małej Księżniczki.

Kiedyś bajki naprawdę były ciekawe, oglądało się Świat Według Ludwiczka, który może wtedy nie był odpowiednio przeze mnie rozumiany, ale miło wrócić teraz do tej bajki rozumiejąc już wszystko. Bajki stanowiły dla nas podstawy życia, uczyły zabaw, wzajemnej pomocy, nie były agresywne jak dzisiaj, główny bohater nie latał na delfinie. Chociaż bajka, która nazywa się bodaj 'Wodogrzmoty Małe' jest idiotyczna to szczytem debilizmu jest Monster High i chyba nic nigdy już tego nie przebije. Bo jak inaczej można nazwać szkołę w, której uczą się jakieś, naprawdę nie wiem jak to nazwać, ale coś tam z potworami i jeszcze rozumiem, niech nadają to po 22. Oni to pokazują jako bajkę skierowaną do dzieci, a potem dziwimy się, że rośnie agresja wśród małych dzieci i dochodzi do wypadków.

Skoro przy telewizji. Rzecz, którą sam kiedyś się interesowałem, choć dziś sam nie wiem jak. Wrestling, kurwa wrestling. Serial, który jest lirycznie mniej więcej na poziomie brazylijskiej telenoweli, a jarał się tym każdy, każdy próbował robić tricki Reya Misterio, każdy chciał robić RKO, a że ktoś tam sobie coś rozwalił to inna sprawa. Ale to była zabawa, tym się interesowaliśmy, w to się bawiliśmy w szkole. To było głupie, nic nas nie uczyło, ale jednak każdy to lubił i każdego przyciągało przed extreme sports o 18.

A wychodzenie na boisko? Kiedyś szło się na boisko i prosiło starszych czy można pograć, jeśli byłeś lepszy to mogłeś, jeśli nie to bez starszego brata nie miałeś na co liczyć. Wtedy na boisko chodziło nas 10, 12. Dzisiaj naprawdę ciężko zebrać 8 osób, a kiedy już uda się to zrobić to zawsze to są Ci 'starsi' których kiedyś pytałem czy mogę grać. Ludzie w moim wieku nie ruszają dupy z domu, nie wiem dlaczego, nie chce im się, boją się czegoś? Nie wnikam, bo wsiąknę, ale uważam to za coś naprawdę chorego.

Nie jestem człowiekiem, który jest przeciwnikiem komputera, przypuszczam, że nie mając komputera byłoby mi źle, ale wiem kiedy przestać, wiem, że poza komputerem także jest życie, niektórzy niestety o tym zapomnieli i to boli.

Świat idzie w takim kierunku, że za 20 lat czterolatkowie będą mieli iphone'y, a ten kto nie będzie miał najnowszego play-station albo xboxa będzie frajerem, oh wait. W sumie to już doszliśmy do tego etapu. Marnowanie czasu na komputer jest złą rzeczą, sam to robię, ale staram się wykorzystywać świat, który mi pozostał wśród przyjaciół, tych prawdziwych, nie tych, którzy mają nicki i imiona przywoływacza.

Na koniec chciałem jeszcze podziękować wam za:


To niesamowite, że aż tak wiele razy ktoś odwiedził mojego bloga, jaram się w opór i obiecuję progres w moich postach, a także zachowanie wysokiej częstotliwości update'ów jeśli ktoś ma jakiekolwiek propozycje dot. bloga to proszę o informowanie mnie, bo powtórzę się. Ten blog jest i zawsze będzie dla was!

:v








poniedziałek, 29 grudnia 2014

NOWOCZESNY ŚWIAT

Dzisiejszy tekst wychodzi poza codzienniki, dziś chyba nie będzie postu, a jeśli będzie to pewnie koło trzeciej, czwartej. Dzisiejszy temat jest dłuższy, głębszy i te sprawy, więc napisanie go zajmie mi więcej czasu. Ktoś słucha Eripe? Jeśli tak to wie, że pożyczyłem sobie tytuł jego kawałka, jeśli nie to też już wie, lecimy z tematem.

Ponowne przyjście zbawiciela, zabranie nas wszystkich do nieba albo do piekła, zależnie od życia. Kościół mówi nam o tym od początku swojego istnienia. Czy rzeczywiście będziemy tego świadkami? Czy dane nam będzie zobaczyć koniec świata czy to tylko jedna z historyjek, która manipuluje milionami ludzi?

Kościół nieraz już udowodnił, że jest paranoiczną instytucją i mówię to mając świadomość, że czyta to wiele osób, które czują się członkami tej instytucji, bądź co bądź sam chodząc do kościoła jestem w tej instytucji.



Moja opinia wobec kościoła, jako kościoła nie należy do pozytywnych, mówiąc dokładniej jest tą z gatunku negatywnych. Widząc przykłady księży jeżdżących autami o, których przeciętny człowiek może pomarzyć, ochrona, nazwijmy to po imieniu, zbrodniarzy i wyrzucanie bitych argumentów do kosza, a także utajanie tego co się dzieje to tylko najbardziej powierzchowne przykłady. Nie będę wchodził dalej, gdyż nie jest to post na ten temat, na taki post przyjdzie jeszcze czas.

Bóg jest, nie wątpię w to i nie przeczę jego istnieniu, ale to w jaki sposób nasza wiara go postrzega jest według mnie błędne. Non-stop  wyznawcy chrześcijaństwa są informowani czego to nie można robić, by zostać zbawionym. Zasady te wykorzeniają wiele, wiele rzeczy, które możemy uznać za przyjemne. Zabraniane są rzeczy przede wszystkim związane z seksem, uważanym, nie wiedzieć czemu za temat tabu w kościele i wśród ludzi, nazwijmy to 'starszej daty'.

Świat dziś idzie do przodu, posuwa się również jego zepsucie. Dzisiaj 12-13 latkowie są już w pełni świadomi jeśli chodzi o seksualność, a ich wiedza w tym temacie nie ogranicza się do podstawowych informacji. Wszystko to jest spowodowane internetem, podejściem szkół i większości rodziców do tematu, ale przede wszystkim jak już mówiłem zepsuciu społeczeństwa.

Jestem zepsuty już w swoim wieku i wiem to doskonale. Mając 14-lat w kwestiach 'zakazanych' przewyższam 3/4 dorosłego społeczeństwa. Wiem, że być może źle to o mnie świadczy, ale pasuje mi bycie świadomym odbiorcą treści dzisiejszego świata. 'Dorośli' w większości uważają, że skoro mam tyle lat ile mam powinienem być tumanem, który tylko i wyłącznie potakuje głową na ich stwierdzenia i ślepo wykonuje polecenia. Wiem, że boli kiedy orientujemy się, że ktoś wchodzi w nasze miejsce, a przecież jeszcze nie powinien, to normalne, ale niektórzy wręcz przesadzają traktując wiek jako jakikolwiek wyznacznik.

Dzisiejszy, nazwijmy to 'nowoczesny' świat jest światem patologii, 7-letni chłopiec nazywający swoją matkę dziwką, bo ta nie chce mu kupić zabawki za 300 złotych. Chłopak podcinający gardło rodzicom, kiedy Ci śpią. To już nie jest dzisiaj niczym dziwnym, jest to chore, ale przymykamy na to oko. Trzeba iść z biegiem świata, trzeba pędzić żeby nie wypaść, nie możemy nie podążać.



Koleżanka ma takie same ubranie jak ty? Skończona szmata, musisz ją zniszczyć. Ktoś ma mniej pieniędzy, ale mimo to ubiera się na podobnym poziomie co ty, tylko wydaje mniej pieniędzy? Wytknij mu to, zniszcz go. Czyjaś mama ma gorszą pracę? Jest sprzątaczką, kucharką w szkolnej stołówce? Wykorzystaj to, zniszcz tą osobę.

Masz 15 lat? Możesz być już fanem Korwina, albo zadeklarowanym gejem. Jesteś przecież w końcu 15-latkiem, możesz wszystko! Ktoś obraża Justina, One Direction? Załóż 300 multikont i nakurwiaj postami jacy to hejterzy są źli i niedobrzy, bo przecież to Twoi idole. Odwdzięczą ci się z pewnością.



'Bardziej bronią swych idoli niż broniliby matki, idioci kurwa co za jebani idioci'

Brakuje ci 50 złotych do butów? Idź, pokaż cycki koledze to już będziesz miała, coś ty nikt się nie dowie, nie masz się czego bać, a jak się dowie to co. Przecież to tylko cycki.

'Jestem Polakiem kurwa, nie obywatelem świata'

Jak można o tym zapomnieć? Jak możemy mówić, że nie utożsamiamy się z Polską. Jesteśmy polakami, tu się urodziliśmy, tu się wychowaliśmy, stąd pochodzą nasi dziadkowie, ojcowie, matki. Nieważne jak ten kraj jest chory, nieważne, że na wizytę u lekarza czeka się tu 4 lata, nieważne, że podatki jedzą nasze majątki, nieważne, że na każdym kroku są kłamliwi politycy. To jest bagno, ale nasze bagno. Nie mamy prawa o tym zapomnieć, bo jesteśmy polakami i polakami zostaniemy, choćbyśmy kurwa wyprowadzili się na drugi koniec świata, zmienili nazwisko i nazwali się 'obywatelami świata' (co za nonsens) to dalej zostaniemy tym kim jesteśmy, a każdy kto nazywa się obywatelem świata, jest skończonym idiotą i nic więcej na ten temat nie powiem.



Kiedyś oglądało się bajki, które były interesujące i miały jakiś sens, zasiadało się do Galactik Football, a potem szło udawać, że ma się fluxa i jest się jednym ze Snow Kids, albo oglądało się pokemony i rzucało się kamieniami wywołując je z pokebola. Co jest dzisiaj? Dzisiaj dzieci oglądają bajki, w których głównym bohaterem jest homoseksualny świniopies, który buja się po jakimś świecie fantazji ze swoim partnerem chomikotygrysem. Kurwa, nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.

Kiedyś artyści poruszali takie tematy jak miłość, przyjaźń, przywiązanie i na ich twarzach w trakcie wykonywania było widać, że kochają to, czują się częścią tego co robią. Dzisiaj włączamy niskie ceny z Eweliną Lisowską i kręcimy dupą na gali rozdania nagród jednej z czołowych światowych stacji, potem mówiąc do milionów nastolatek, że to dobrze, że tak robimy, bo nie wstydzimy się same siebie. No kurwa fantastycznie.



Nie wiem, może zanudziłem, może kogoś obraziłem, jeśli tak to znaczy, że ten post jest o Tobie. Przykro mi. Tak jak przykro mi, że zanika wszystko od szacunku, przez piękno sztuki po naszą polskość. Boli mnie to, ale nie zmienia świata, nie chcę go zmienić.

'Umrę młodo, bo to nie jest kraj dla starych ludzi'

Pozdrawiam wszystkich, którzy twierdzą, że RIP nie ma przekazu ;).



Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali, to dla mnie bardzo ważne. Proszę o informowanie mnie czy pasuje wam tak raz w tygodniu napisanie czegoś dłuższego, poważniejszego i ewentualne pomysły co to mogłoby być. Napisanie tego gdziekolwiek, w komentarzu, prywatnie, na mailu cokolwiek. Bo ten blog jest i zawsze będzie dla was.

:v

#10 Przyzwyczajenia

10, fajna liczba. 10 na boisku to reżyser, playmaker, ale nie o tym. Jest okrągła liczba dziesięciu postów, dałem rade. Nie znudziło mi się, czyli coś z tego będzie, coś z tego musi być. Już prawie 1000 osób przeczytało to co wypuszczam, jaram się jak głupi i dziękuję każdemu kto stracił choćby minutę swojego życia żeby tu zajrzeć. Dziękuję wszystkim znajomym, którzy propsowali, pisali dobre słowo, rozsyłali to dalej. Ale przede wszystkim dziękuję Uli i Justynie, bo to wy wręcz każecie mi pisać kolejne posty. Dziękuję, dziękuję, dziękuję.

Dość już podziękowań. Trzeba chyba wziąć się za pisanie? Przyzwyczajenia, miało być habits w tytule, ale to angielskie znaczenie słowa, co rzadkie, jest gorzej brzmiące niż polskie, więc postawiłem na nasz ojczysty wyraz.

Co znaczą dla nas przyzwyczajenia, nasze rutyny? Dla mnie rutyną jest trening. Robię to cztery razy w tygodniu, tydzień w tydzień, latem, zimą, jesienią, wiosną, ludzie umierają, domy się walą, miasta płoną, a ja zawsze mam treningi, zawsze odkąd pamiętam to robię. Chciałbym żeby to pozostało bez zmian, żeby piłka otworzyła mi drzwi i utrzymała mnie w życiu. Wiem, że to pewnie się nie wydarzę, ale dopóki jestem młody, dopóki mogę chcę się tego trzymać, bo to weszło mi w krew. Wiem, że nie ma czasu dla znajomych, bo jest trening, a po treningu nie myśli się o niczym innymi niż prysznicu i łóżku.

Przyzwyczajeniem może być dla nas odrabianie lekcji czy uczenie się, choć to akurat nie w moim przypadku. Ja przyzwyczaiłem się do nie robienia niczego jeśli chodzi o naukę i pracę domową i rzadko odchodzę od tego zwyczaju. Przyzwyczaić się możemy do serialu, codziennie godzina 21 zasiadamy przed telewizor i wyłączamy się śledząc czy on w końcu wyrwie się z ucisku mafii, czy jednak jego syn padnie ofiarą gangstera.

Przyzwyczajamy się do wszystkiego, do ludzi, zwierząt, do czynności, programów telewizyjnych, rzeczy. Przecież aż dziwnie czujemy w środku, gdy nauczycielka zachorowała i poza bezgraniczną radością czujemy współczucie i smutek, że jaka by ona nie była, nie ma jej dziś w szkole, dziwnie czujemy się widząc, że wazon się zbił i mając dalej dzwonienie w uszach po krzykach mamy widzimy puste miejsce na stole, dziwnym uczuciem jest koniec emisji ulubionego serialu, czy brak filmu powtarzającego się rok w rok o tej samej porze roku.

Post ten lekko nawiązuje do #3 czyli Paxu, jednak nie jest nawet zbyt podobny do niego. Mimo to podobnie jak trzecie moje dziecko niejako nakazuje nam myśleć. Czy nie zdziwimy się kiedyś kiedy okaże się, że dziś śmieci zostały wyniesione przez kogoś innego, kiedy wreszcie skończy się serial, kiedy nasz ulubiony wykonawca skończy nagrywanie muzyki dla nas (Hopsin come back). Czy ja sam umiałbym wiedzieć, że jutro nie ma treningu, a nie jest ani weekend ani środa, czy umiałbym nie obejrzeć choćby jednego meczu NBA, czy umiałbym odpuścić ligę angielską czy Real, czy umiałbym nie napisać posta? Wątpię.

Oczywiście nie każdy musi mieć tak rutynowe i schematyczne życie jak moje, oczywiście niektóre przyzwyczajenia nie należą do przyjemnych, ale choć może wydawać nam się, że słowo przyzwyczajenie jest nad wyrost, a może nawet troszkę bzdurne to pamiętajmy. Cokolwiek istnieje na ziemi może stać się obiektem z, którym się zżyjemy. Nieważne czy będzie to worek na śmieci czy osoba z, którą spędzimy resztę życia. Wszystko może mieć dla nas znaczenie i być ważne, ale jak ważne decydujemy tylko i wyłącznie my.

niedziela, 28 grudnia 2014

#9 Promises



Nie wiem dlaczego, ale lubię ten obrazek. Przypomina mi moje obietnice, obietnice złożone mi, że wszystko będzie dobrze, że przejdziemy to razem, że nic nam nie przeszkodzi. Pamiętam o większości swoich obietnic, nie wszystkie zostały spełnione, nie wszystkie miały sens powstania, większość zanika teraz w czeluściach mojej pamięci. Taka dola obietnicy.

Obiecałaś, obiecałeś. Najgorsze co możemy usłyszeć, bo wiemy, że, oczywiście, jeśli jesteśmy ludźmi słownymi, jesteśmy ograniczeni, albo już przekroczyliśmy granicę obietnicy, zawiedliśmy, nie spełniliśmy oczekiwań. To boli, wyrzeczone obietnice bolą, ale dają satysfakcję. Kiedy obiecujemy powinniśmy zrobić wszystko żeby obietnicy dopełnić, czy robimy to? To kwestia dla każdego do oddzielnego zastanowienia, pogłębienia się w tym temacie.

Osobiście boli mnie kiedy nie dopełniam obietnic, źle mi z tym. Jednak są rzeczy gorsze niż nasze niespełnione obietnice, poza HIV i ulicznym rapem oraz byciem kibicem Arsenalu. Każdy spyta, ale co boli bardziej niż słuchanie ulicznego rapu w koszulce Arsenalu, opcjonalnie mając HIV? Bardziej bolą, kiedy ktoś tydzień wcześniej zarzekający się i obiecujący nam wierność i dochowanie sekretów okazuje się zwykłą niewartą zaufania kurwą. Tego bólu znieść się nie da. (no nawet ten Arsenal czasem da się oglądać, a HIV tam jakoś się stopuje, wybaczcie, na street-raperów ratunku nie ma)

Jest jeszcze jedna kwestia. Sam przez nią przechodziłem. Obiecujemy coś osobie, która wtedy wydaje się nam najważniejsza, do której naprawdę coś czujemy, wydaje nam się, że my również jesteśmy dla tej osoby ważni i kiedy nagle wszystko psuje się nie z naszej winy, co zrobić z obietnicami? Czy warto ich dochować? Co z nimi zrobić, czy na przekór złamać wszystko co obiecaliśmy czy jednak zachować resztki szacunku do drugiej osoby?

Osobiście uważam, że obiecane sekrety powinny zostać zachowane już na zawsze i zabrane ze sobą do grobu, ale czy obietnica o np. zaprzestaniu palenia czy picia powinna obowiązywać, skoro obietnica i zapewnienie jak ważną dla drugiej osoby jest się personą powinna dalej obowiązywać? Czy warto stosować zasadę oko za oko, ząb za ząb? W mojej opinii należy to już tylko i wyłącznie do osoby, która była tą, która obietnice złożyła.

Bo wszystko jest ulotne, umierają relacje, znajomości, związki, upadają również obietnice i taka jest kolej tego świata, nikt tego nie zmieni. Dopóki jednak warto trzymajmy się obietnic i dotrzymujmy ich, bo to jedyne co zostało nam w tym zepsutym do szpiku świecie.

sobota, 27 grudnia 2014

#8 (nie)świąteczny ja.

Święta się skończyły, nie nie napiszę swojego podsumowania, nie napiszę co dostałem, jak je spędziłem, co robiłem i te sprawy, bo właściwie po co? Czy kogoś interesuje to co się dzieje w moim życiu? Przypuszczam, że nie i niech tak zostanie ;).

O czym dziś napiszę? Po części o sobie, chociaż tym samym zaprzeczę temu co napisałem w pierwszym akapicie #hipokryta. Przyjmijmy to za małe podsumowanie kończącego się roku, bo właściwie dlaczego by nie?

Jestem gimnazjalistą, chuja wiem o życiu, chuja wiem o pisaniu bloga, piszę bo lubię, piszę, bo to moja zajawka, tak jak moją zajawką jest futbol, tak jak moją zajawką jest słuchanie i bazgranie rap-zwrotek. Wczuwam się, niepotrzebnie się wczuwam, we wszystko co robię, w jakieś głupie związki, w problemy innych. Dużo sobie obiecuję po ludziach, szczególnie tych reprezentujących płeć piękną i często się zawodzę. Mało kto mnie lubi i szanuje, bo jestem jaki jestem. Większość mną gardzi, śmieje się ze mnie i dobrze. Nie błyszczę, ani intelektualnie, ani wyglądem, rzadko jestem pewny siebie. Ciągle w coś wątpię, W Boga, w sens znajomości, w możliwość rozwoju, w siebie. Zajmuję się 1000 niepotrzebnych spraw, niepotrzebnych ludzi. Ludzie przychodzą i odchodzą dalej, moje grono się krystalizuje. Nigdy więcej młodszych dziewczyn i swojego rocznika, nigdy więcej dziewczyny z jednej szkoły. Moje postanowienia to chyba najbardziej krucha rzecz na świecie, łatwo się przywiązuję, ciężko się 'odwiązać'. Nie mam sposobu na zły humor, problemy, jeszcze tylko bardziej się pogłębiam i myślę o tym, czym się martwię. Futbol to nie religia, to jest coś znacznie ważniejszego. Nie umarłbym za nikogo, nikt nie umarłby za mnie. Madridista i Hammer, jestem idiotą siedzącym do 4 w nocy i oglądającym NBA. Nie rozumiem podniecania się liczbą 69, nie rozumiem śmiania się na usłyszenie słowa 'seks'. Jestem kurewsko zepsuty, nie brakuje mi niczego, a dalej chcę więcej. Użalam się nad sobą, nie mając powodu, wiem o tym. Jestem świadom swoich błędów, ale nie walczę z nimi. Nie chce mi się. Jestem głupi, najlepsze co mi wychodzi to podejmowanie złych decyzji, daję się wykorzystywać ludziom. Wierzę w reinkarnację, piszę naprawdę słabo, aż dziwię się, że aż 460 osób już poczytało moje wypociny, ale jestem dumny i dziękuję ;). Pozdrowię wszystkich w środku postu, przynajmniej sprawdzę kto przeczytał całość, bo ciężej dostrzec pozdrawiam w środku niż na końcu. Ważę 68 kg, mierzę 183, jestem suchy, jedyne miejsce gdzie posiadam jakiekolwiek mięśnie to uda i łydki. Trenuję piłkę już prawie 10 lat, gdybym nie wiedział co to futbol nic bym nie wiedział. Czasem myślę, że mogłem też być koszykarzem. Mam 14 lat, a przejmuję się wszystkim jak głupi, nie korzystam z młodości, marnuję czas, wpierdalam się w niepotrzebne relacje, niepotrzebnie przeklinam, to głupie, ale taki już jestem. Nie zmienię się, nawet nie chcę. Dziękuję wszystkim, którzy to przeczytali, wierzę, że będzie coraz lepiej jeśli chodzi i poziom postów i poziom czytelników, na koniec żeby chociaż trochę nawiązać to tytułu wrzucam swoje zdjęcie zrobione, fakt faktem, sam sobie i nie mając nic z tym wspólnego, ale bądź co bądź w święta:


P.S wiem, że to co napisałem @up nie miało żadnej spójności, ani logiki, pisałem co wchodziło na palce/

Blau :v

środa, 24 grudnia 2014

#7 Thoughts

Czasem tak jest, że przeglądamy coś żeby się pośmiać, przyznam. Godzina 0:05 i właśnie to robiłem, ale moja sesja zaowocowała czymś interesującym:


Obrazek skłonił mnie do refleksji. Wszyscy w myślach są wielkimi panami, układają plany co to nie powiedzą, czego nie zrobią, jak się nie obłowią, ale kiedy trzeba zrobić to co się zakłada wtedy takowe osoby są gdzieś na szarym końcu.

Bohaterami swoich imaginacji są wszyscy. Nie czarujmy się, procent moich obietnic do czynów też jest gdzieś około 50%, ale raczej ciężko zrealizować bramki na Santiago Bernabeu.

Niemniej, jestem osobą, która nie boi się mówić, często płacę za to dużą cenę, często mówię coś za często, albo mówię, że coś jest czy będzie z wyprzedzeniem. Nie boję się krzyczeć, nie boję się wyrażać siebie. Jeśli wiem, że coś jest chujowe to nazwę to po imieniu nie mydląc oczu #followup.

Oczywiście łatwiej negować, aniżeli chwalić, bo znam swoje ego i wiem, że propsowanie dobrych rzeczy, kiedy samemu robi się coś gorzej jest ciężką sprawą (still better than you), choć wiadomo często trzeba to po prostu przyznać. Świetnym przykładem jest mistrz WBW Edzio, który potrafi otwarcie w trakcie walki propsować pancz przeciwnika.

Podsumowanie czegokolwiek na temat obrazka? Idealnie pasuje do osoby, która go udostępniła #zły_brzydki_szczery

Nie obiecuję postów w święta, bo właściwie to po co cokolwiek obiecywać, będą to będą. Blau ;v

wtorek, 23 grudnia 2014

#6 Wieś

Kiedyś to słowo przyprawiało mnie o mdłości, ciarki, złe samopoczucie i te sprawy. Przeprowadzając się tu w wieku 7 lat, pewnie niewiele rozumiałem, a jeszcze pewniejsze jest to, że mało co pamiętam, bądź co bądź wsi nie lubiłem. Wiadomo, nie jest to wieś taka przez duże W, bo ani zwierząt, ani dużej działki tu nie mam, ale no co tu dużo mówić wieś to wieś.

Ze swoimi wszystkimi innymi problemami, mentalnością ludzi, sposobem wymowy, ubioru, zachowania, wszystkim, wszystkim co wiejskie. Kilka lat temu, zaraz po przeprowadzce nie rozumiałem tego. Nie rozumiałem, że po podwórko biegają sobie kury, coś ryczy w budynku, śmierdzi i te sprawy.

To jednak nie to mi przeszkadzało. Przeszkadzało mi to, ale nie tak bardzo jak inne rzeczy. Nie jestem osobą, która lubi wyglądać jak wszyscy, bo właściwie po co. Nie jestem hipsterem, wielbicielem kultury arabskiej, ani nic z tych rzeczy, ale za krótkie spodnie i brak skarpet, różowa koszulka czy snapback to nie jest dla mnie nic dziwnego. Tutaj następuje zderzenie z mentalnością ludzi na wsi, bo jak to można nie nosić jeansów i t-shirtu z napisem typu 'cropp' 'house' czy 'Athletic'.

Nie, że jestem tu wielkim mieszczuchem, który nabija się z każdego kto tylko nie patrzy na ubiór etc. bo tak nie jest. Po prostu nie rozumiem, że kiedy ja nie mówię nic na temat czyjegoś ubioru ktoś może mówić cokolwiek o moim. Hitem, hitów okazało się raz pytanie 'gdzie Ty masz skarpety' zaśmiane w głos. Wiadomo, pytanie o daszek z korka w snapbacku (no kurwa) też wystąpiło.

Jeszcze prostszy przykład. Po szkole od razu muszę iść na trening, więc żeby nie zapieprzać kilometra do domu po torbę biorę ją do szkoły, szepty typu 'po co mu ta torba', 'wielbłąd' słychać na drugim końcu szkoły, nie rozumiem naprawdę co dziwnego jest w tym, że ktoś robi po szkole coś innego niż siedzi na dupsku, albo gra w majnkfraty i inny syf.

Oczywiście, są ludzie, którzy jak ja żyją troszkę w większym obszarze umysłowym niz 1x1 km, ale są to wyjątki. Wyjątki, które lubię cenię i szanuję i dla nich serdeczny props ode mnie, bez was bym się tu powiesił na tej wsi, dzięki ;).

Niemniej lubię ten spokój, lubię kiedy nie budzi mnie odkurzacz u sąsiada na górze tylko krzyk mamy (wróć jednak niech ten odkurzacz zostanie).

Mimo wszystkich wad wsi nie wróciłbym dziś już do miasta, bo chociaż zdawało mi się, że więzi mogą powstać tylko w relacji człowiek-człowiek, to czuję więź, więź do mojej wioski.

Wiem, że post stoi na słabym poziomie, wiem to po tym jak go czytam, ale no sami rozumiecie, święta i te sprawy.

https://www.youtube.com/watch?v=QNKoffKVWHs

Blau :v

poniedziałek, 22 grudnia 2014

#5 Fejsbuczkowe komentarze

Tytuł wymowny prawda? Raczej nie zacznę tutaj cytować wielkich filozofów. Będę cytował filozofów naszych czasów. Każdy z nas doświadcza czasem chwili, gdy wrzuca jakieś zdjęcie, Widzimy ilość lajków, ślinimy się, gdy pęka większa liczba, czytamy z bananem na ustach komentarze. Oki, zdarzają się wypadki, gdy mamy 10 lajków i żadnego komentarza pod zdjęciem profilowym, ale przyjmijmy, że dziś każdy z nas jest internetową gwiazdką i każdy ma fejm, umówmy się, nie wiadomo za co.

Dzisiaj przeglądałem sobie spokojnie facebooka #nobocoto, gdy moim oczom ukazało się pewne zdjęcie (all rights reserveds) wiadomo, gwiazdka internetu 100 lajków, toboły dziewczyn piszących 'cudna', 'pięknie', 'aww' wiadomo, nothing special. Do tego ckliwe odpowiedzi typu 'też Cię kocham'.

Wiem, że to wywoła falę hejtu i te sprawy, wiem, że anonimowość tej osoby w poście zostanie zachwiana, choć chciałbym tego uniknąć, ale no kurwa. Wszystko dla sztuki :v. Przeglądam, przeglądam zdjęcie normalne, wiadomo, lajki, komentarze, to już było. Ale co mnie rozjebało? Zdjęcie na, którym twarz osoby jest zupełnie na drugim planie, rzekłbym jest pół na pół z resztą. No i tak przeglądam sobie komentarze, bo wiadomo, życia nie mam to sprawdzę. Czytam, czytam i wszystko w normie, gdy nagle komentarz 'jaka idealna' no kurwa, nie wierzę. Jak można powiedzieć, że ktoś jest idealny:

a) po zdjęciu - wiadomo co można zrobić ze zdjęciem, nie muszę tego tłumaczyć
b) na zdjęciu czarno-białym - o tym fakcie zapomniałem
c) punkt kluczowy - nie widząc twarzy

To są trzy punkty na, które chyba poświęcę resztę życia, żeby je rozkminić, bo serio? Serio? Jak z w/w punktami można napisać coś takiego? Ja rozumiem, sympatia, fanbase, przyjaźń, ale serio?

Nie wiem czy warto było na taką pierdołę poświęcić dziennego posta, jeśli uznam, że nie to odbiję sobie na innym dniu pisząc dwa. Po prostu to było moje odczucie na gorąco i uznałem, że wyjątkowo się tym podzielę, a nie wróć. Zawsze tak robię #jebać_plany.

Pozdrawiam, jeśli kogoś obraziłem to nie przepraszam, bo właściwie za co? Za prawdę? Peace :v

https://www.youtube.com/watch?v=QBsA2ETp7JA

Blau :v

#4 Tannenbaum

Wczoraj postu nie było, to dziś są dwa :v, zresztą. Nie mogłem już patrzeć na amerykańskie reklamy, szczególnie w porze świąt, a, że akurat jest przerwa w meczu Memphis - Cavs to zdecydowałem się coś napisać #nobocoto. Od razu chciałem podziękować za 216 wyświetleń bloga, jestem w większym szoku niż mógłbym się spodziewać, że będę, bo w końcu za szczególnie go nie reklamowałem, a napisałem dopiero 4 posty. Dzięki :)

Święta to święta, wiadomo. Prezenty, Kevin, choinka i inne tam tego. Wiadomo, ale po co jechać w takim oklepanym temacie. (reklama, gdzie hala Cavsów zmienia się w McZestaw, wrr) O co chodzi w tych świętach? Wszyscy chodzą jacyś tacy uśmiechnięci, niby każdy się przyjaźni z każdym, czas pojednań, jakieś romantyczne filmy, gdzie akurat, kurwa akurat, w wigilię każdy się w każdym zakochuje. Fantastycznie.

W tym wszystkim zapominamy o tym dlaczego i po co te święta są. Narodził się Jezus, zbawiciel wszystkich chrześcijan. Narodził się w szopie, te sprawy, ale to już każdy wie. Dlaczego wszyscy wielcy chrześcijanie zapominają dlaczego rozdajemy sobie te prezenty, ubieramy choinkę, dlaczego w każdym mieście masa lampek aż uderza po oczach. Dlaczego każdy zadeklarowany ateista przyjmuje prezenty i cieszy morde przy wigilijnym stole (szach-mat)?

Sam nie jestem wielkim chrześcijaninem, nie uważam siebie za kogoś kto mógłby pomóc tej wierze, ale ciągle jestem jej wyznawcą, nie kryję się z tym. Wątpię w Boga, kościół jest dla mnie jedną wielką paranoją, ale szacunek do tego co wyznaję uważam, że okazać jak najbardziej trzeba.

Nie jest to ani apel, ani skarga. Jest to post, który może skłoni kogoś do refleksji i przypomni, że spotykamy się nie wręczyć sobie prezenty i poprzytulać się łamiąc się opłatkiem, ale spotykamy się przy stole, żeby uczcić to, że narodził się on - Jezus Chrystus.

Ten post jest może krótszy, ale cóż więcej wałkować w tym temacie, święta to święta, a ja w razie gdybym nie miał aż do świąt jak napisać, życzę wam wszystkim wesołego i pogodnego ich spędzania. :v

niedziela, 21 grudnia 2014

#3 Pax

Równowaga we wszechświecie musi istnieć, musi być zachowana. Dlatego po kretyńskich i nic nie wnoszących postach przyjdzie coś mądrego i interesującego mniej głupiego. 

Ludzie przychodzą i odchodzą dalej. Nie wiem właściwie dlaczego taki post będzie miał taki charakter, acz zapraszam do sprawdzania, bo dziś moje rozkminy były jakieś takie dziwne, więc uznałem, że jeśli ich nie wypuszczę to stracę tak ja, jak i content bloga. 

Tytuł gwoli wyjaśnienia jest po łacinie i oznacza po prostu pokój. Dlaczego taki? Ciągle słyszymy o śmierci, ciągle ktoś się rodzi. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, a my póki co jesteśmy poza tym, nie przejmujemy się. Dopiero kiedy ktoś z naszego umrze, wtedy to do nas dochodzi. Nie mówię tutaj tylko i wyłącznie o rodzinie czy innego rodzaju bliskich, mówię tu o ludziach do, których przywykliśmy. Ciężko sobie wyobrazić, że w sklepie na kasę nabijać może inna kasjerka, że kto inny postawi Ci jedynkę z polskiego, że jakaś inna persona zajmie się Tobą kiedy pojawisz się na badaniach w szpitalu. Nie czujemy miłości, nie czujemy więzi, ale jesteśmy przywiązani. 

Bardzo znana maksyma brzmi, że 'nie ma ludzi nie do zastąpienia' ale czy rzeczywiście? Czy potrafimy zastąpić każdego? Nie mówimy tutaj nawet o samej śmierci, bo nie tylko śmierć nas rozdziela, rozdzielają nas kłótnie, zła opinia, czasem osoby trzecie. To wszystko skłania do refleksji czy warto. Czy warto ryzykować swoje życie, zdrowie, znajomość z kimś innym? Czy nie lepiej czasem odpuścić, ugryźć się w język? 

Nie jestem osobą, która czegokolwiek żałuje, niektóre rzeczy mogłyby się nie wydarzyć i uznałbym to za swoje szczęście. Czasem sumienie się odzywa, mówi, że to moja wina, że mogłem zrobić więcej, ale zaraz później przychodzi drugie ja, które mówi, że życie jest za krótkie na wyrzuty sumienia, że przecież mój czas płynie nieubłaganie. Może jutro w mój dom pierdolnie z hukiem jakiś idiota w turbanie?

Bo przecież nie boimy się śmierci, dopóki jej nie spotkamy, nie boimy się dentysty dopóki pierwszy raz nie zacznie katować naszych zębów. 

Jeśli ktoś przeczytał to naprawdę go propsuje i dziękuję za przeczytanie, bo ponudziłem dzisiaj troszkę :)

https://www.youtube.com/watch?v=LRaF4mR3zh8

Blau :v


piątek, 19 grudnia 2014

#2 Rydwan wpierdolu

Właśnie sobie zaparzyłem herbatkę i postanowiłem wam napisać posta hihi ;*

Siemanko, wróciłem. Jeszcze żyje i nie umarłem po ataku dzikich 'nieichujek', dzisiaj postanowiłem napisać z powodu moich rozkmin. Myślałem czy jest większa skala, czy choćby podobna idiotyzmu w porównaniu do w/w grupy. I uwaga, oto co zauważyłem - tak, jest!

Tytuł nie miał być tajemniczy i pewnie już każdy kto to czyta (czyli pewnie nikt) domyśla się, że chodzi o grupę, nie bójmy się tego słowa, etniczną. Bo jak można nazwać ludzi bujających się w dresach 'zawsze na tak', 'mary, mary' czy 'adihash' nie mając blanta/lufki w ustach? Jak inaczej można nazwać dzieci chodzące i słuchające muzyki jak to ciężko jest na ulicy nie mając żadnej styczności z tą, no tu nadużyjmy, 'kulturą'. Jak można nazwać dzieciaki biegające z hip-hopem na głośniku nie mając pojęcia o tej kulturze?

Nie to, że jestem ulicznikiem, wielkim hip-hopowcem czy palaczem, bo nie zaliczam się do żadnej z tych grup. Po prostu przy tym jak to śmieszny, boli mnie również kalanie tak pięknej kultury jaką jest HH. Uwielbiam rap, dobry rap. Nie kurwa jakieś ksywy typu Chada czy Peja u, których co druga linijka jest o tym, że oni pokonali ten system i pokazują jak to prosty chłopak robi karierę. Oczywiście ja nie mówię, że oni nie mają świadomych słuchaczy (chociaż właściwie czego tu mieć świadomość?), bo zapewne mają, ale czy takim słuchaczem jest gimnazjalista, który kradnie babci emeryturę żeby mieć na piwo?

Nie twierdzę również, że beke toczyć można tylko i wyłącznie z ulicy, bo apogeum beki i takim troszkę samowystarczalnym źródłem jest fanbase KaeNa, a teraz jeśli jesteś jego fanem to wyłącz ten post, bo szkoda trochę żebyś zobaczył troszkę prawdy o sobie ;x. Kaen wie jak w życiu jest trudno, on się wybił, on zrobił karierę, on nie popadł w narkomanię. O kurwa, a myślałem, że mitologii już się nie pisze. Powiem tylko, że kontrakt w Prosto to coś koło średniej krajowej razy trzydzieści.

Po raz kolejny użyję tego nie. Nie śmieję się ogólnikowo z rapu, sam się nim jaram, ale jeśli rapem nazywamy w/w ksywy czy np Kaliego, który nawija w każdym kawałku o tym na jakiej to siedzi właśnie bombie to DOBRZY raperzy jak Queba czy Eripe (dwa pierwsze przykłady, gdybym wymieniał wszystkich dobrych to pewnie musiałbym napisać oddzielny post) to już nie jest rap, to jest arcyrap czy cokolwiek, nie wiem.

Nie mam pomysłu, ani chęci na dalsze pisanie, więc wrzucam zdjęcie Pato z kręcenia klasyki gatunku. Oczekujcie nowego postu, albo nie. Nie oczekujcie, bo sam nie wiem kiedy wjedzie, ani o czym będzie, ale pewnie będzie podobnym pierdoleniem o niczym jak ten.



Blau :v

czwartek, 18 grudnia 2014

#1 Nie, bo nie, nie i chuj.

Głupota ludzka jest największym z oceanów jaki nam się kiedykolwiek śnił. Głupim można być na różne sposoby, czasami jest to niezależne od danej osoby, bo jak to się mówi 'idiotą trzeba się urodzić'. Rodzaj głupoty nad, którą chciałbym się pochylić to głupota z wyboru. Bo, nie oszukujmy się, jak inaczej można określić przypadek osoby, która na najprostsze pytanie na świecie 'dlaczego?' odpowiada, nie, bo nie.

Chcąc w pełni zrozumieć sytuację należałoby, by się wcielić w danego osobnika. Po długich rozkminach zacząłem powoli staczać się w przepaść czyt. umysł człowieka, którego na potrzebę posta nazwałem Gandalfem, nie wiem dlaczego, tak po prostu.

Typowy Gandalf to według mnie rozpuszczona gimnazjalistka, która dowiadując się, że nie będzie mogła wchodzić na facebooka, wszczyna awantury w domu krzycząc jak to nienawidzi rodziców. Typowe, prawda?

Po zapoznaniu się z opisem należałoby wyciągnąć wnioski, jest jeden problem. Wniosków jakoś mi brakuje, no dobra kilka może znajdziemy.

a) level debilizmu - brakuje inteligencji na tłumaczenie, więc udawajmy, że wszystko potrafimy wyjaśnić, bo w sumie dlaczego by nie? Robię tak, to tak robię i chuj.

b) lenistwo - zazwyczaj dochodzi do punktu a, jednakże zdarzają się przypadki kiedy jest to kwestia zupełnie autonomiczna, nie wymaga tłumaczenia. Jestem zbyt leniwy/a żeby Ci to wytłumaczyć, nie i chuj.

c) idiotyzm podmiotu, któremu miałoby się daną rzecz tłumaczyć - dla mnie w pełni zrozumiałą sprawa, którą jak najbardziej propsuję, a często sam chętnie uskuteczniam, również nie wymaga tłumaczenia. Jesteś zbyt głupi/a, żebym Ci to tłumaczył, nie i chuj.

d) bycie słodką idiotką/ słodkim idiotą (dość rzadka opcja) - nie wytłumaczę Ci tego hihi, bo nie hihi. nie i chuj

Myślę, że pomoc jaką dałem każdemu będzie kluczowa w przyszłości itd, itp. kocham wasz wszystkich <3, chuuuuj.

Napisałem to, bo lubię, jeśli post kogoś obraził to znaczy, że był o nim. Pozdrawiam każdego kto doczytał i wg, niech żyje długo i czyta mi posty, bo po co pisać jeśli nikt tego nie czyta? ;x

Moje pisanie 'nie i chuj' nie wynika z tego, że lubię przeklinać, jestem chamem i prostakiem czy cokolwiek. Chociaż, jeśli w zrozumieniu postu pomoże Ci przeświadczenie, zę jestem chamem i prostakiem to w sumie mogę i nim być, peace.

https://www.youtube.com/watch?v=DJfKdOCdNUE

Blau :v


Akcja - reaktywacja

Bawiłem się w to. Znudziło się. Czytałem kilka blogów, przeglądałem. Nie twierdzę, że nie ma dobrych blogów. 40% blogów trzyma bardzo wysoki poziom  i nie mam nawet do nich startu. Czytając opinię o tych z gatunku, nie bójmy się słowa, słabych, z gatunku: 'super', 'czekam na następny post' coś się we mnie gotowało. Wreszcie doszukałem się kilku jak to jest ujmowane przez płaczliwe blogerki, bądź blogerów, 'hejtów' na, które jedyną odpowiedzią było 'zrób lepiej' otóż:

SPRÓBUJĘ ZROBIĆ LEPIEJ

Niedługo ruszam z postami, bez emotek co drugie słowo, bez pisania o tym w co dziś Justin był ubrany, bez oceniania ubrań czy chuj wie jeszcze czego. Będę pisał o wszystkim i o niczym, ale przede wszystkim postaram się rzucać własny, być może kretyński, pogląd na świat odnosząc się do różnych tematów. Jeśli ktokolwiek lubi czasem zrobić sobie wodę z mózgu to zapraszam, myślę, że się nie zawiedzie.

Blau :v